Popularne posty

Anatol

Pewien chłopiec imieniem Anatol był tak zajęty swoimi sprawami, że nie zwracał uwagi na innych. Kiedy trzeba było pomóc w domu on musiał akurat wysłać do kolegi ważnego sms-a. Kiedy siostra prosiła go, żeby zabrał ją na boisko, on pod pozorem, że boli go głowa zamykał się w pokoju, a potem szybko uciekał przez okno. Nie lubił dzielić się zabawkami z innymi dziećmi, a o tym, żeby poczęstować czekoladą kolegów - mowy nie było.

- Toleczku - martwiła się babcia - nie można być takim sobkiem.
- Synu - srożył się tata - nie podoba mi się twoje zachowanie.
- Dziecko - kręciła głową mama - co z ciebie wyrośnie?

Anatol zupełnie, ale to zupełnie się tym wszystkim nie przejmował. Właśnie nadchodziły wakacje i chłopiec żył już tylko wyjazdem. Dużo czasu zajmowało mu pakowanie plecaka. Jechał w góry, więc musiał się dobrze przygotować i o niczym ważnym nie zapomnieć. 
- O, na przykład latarka - powiedział do siebie - to bardzo ważna rzecz! I kompas, czapka, wełniane skarpety... Aha, koniecznie krem od słońca.

- Tolku - do pokoju weszła mama - musisz iść do dziadków. Dziadek zachorował, a babcia nie da rady zrobić zakupów. Zaniesiesz im chleb, ser, trochę owoców i placek z rodzynkami.
- Ale mamo! Ja się pakuję!
- Teraz to nie jest najważniejsze. Proszę, tu jest wszystko przygotowane.
- A nie mogę iść trochę później?
- Nie, pójdziesz natychmiast.

Anatol wiedział, że mama nie żartuje. Naburmuszony wziął kosz i wyszedł. Szedł ulicą i nawet nie ukłonił się po drodze sąsiadom, taki był zły. Dziadkowie mieszkali za miastem i kiedy chłopiec wszedł na znajomą drogę, coś go zadziwiło. Nigdy nie spotkał tu tylu przechodniów. Wszyscy zdążali w stronę pobliskiej polany. Anatol natychmiast zapomniał o prośbie mamy i przyłączył się do grupy ludzi.

Na rozległej łące u podnóża wzniesienia odbywał się jakiś festyn. Na trawie rozstawione były huśtawki i karuzele, na ogrodzonym siatką małym boisku rozgrywano mecz piłkarski, pod parasolami siedziały babcie, które opowiadały dzieciom bajki, jednym słowem trwała tu wspaniała zabawa. Anatol natychmiast rzucił w krzaki kosz i przyłączył się do chłopców strzelających z łuku do tarczy. Jeszcze nigdy nie próbował takiego sportu, a że szło mu całkiem nieźle z zapałem rywalizował z nowo poznanymi kolegami. Podczas krótkiej przerwy Anatol dowiedział się, że wszystkie dzieci zgromadzone na łące to wychowankowie Domu Dziecka, którym wychowawcy, nauczyciele i życzliwi sąsiedzi zorganizowali Dzień Radosnej Zabawy. Chłopcu zrobiło się trochę smutno, ale zaraz o tym zapomniał, bo właśnie pan instruktor zapowiedział kolejną rundę strzałów. Zabawa trwała w najlepsze, ale zbliżał się już wieczór i trzeba było rozejść się na kolację.
- Jeszcze nie! - piszczały maluchy przytulając się do "bajkowych babć".
- Zostańmy aż się całkiem ściemni - prosiły dziewczyny grające zacięcie w siatkówkę.
- Tak nam tu dobrze - wzdychały inne dzieciaki.
- A nie jesteście głodni?
- No... jesteśmy, ale jakoś przetrzymamy!
- Ach, tak - uśmiechnął się opiekun całej grupy. - W takim razie spróbujemy temu zaradzić. Podejdź no tu do mnie chłopcze - opiekun nieoczekiwanie zwrócił się do Anatola. - Ty nie jesteś z naszego domu ale cieszę się, że bawisz się z naszymi dziećmi. Myślę, że mógłbyś też ich poczęstować tym co przyniosłeś.
- Ale przecież... 
- Co?
- Ojej, miałem pójść do dziadków i zanieść im zakupy! A w ogóle skąd pan wie, że mam ze sobą coś do jedzenia?
- To, jak będzie? Poczęstujesz kolegów?
- Nie mogę. Zresztą i tak dla wszystkich nie starczy.
- Tak uważasz? - wzrok opiekuna przeniknął głęboko do myśli Anatola, któremu zrobiło się okropnie gorąco. - A ja proponuję, żebyś przyniósł tu swój koszyk, bo w krzakach wszystkie zapasy mogą zaraz zjeść myszy.
Po chwili chłopiec stał już na środku polany otoczony gromadą dzieci, które zaciekawione patrzyły to na niego, to na swojego opiekuna.
- No, śmiało - zachęcił Anatola człowiek - pokaż, co przyniosłeś.
- Chleb, trochę sera, owoce, placek z rodzynkami - wybąkał chłopiec.
- Oho, ho, wystarczy tych zapasów dla wszystkich - uśmiechnął się opiekun. - Trzeba tylko równo podzielić. - Proszę weź ten kawałek chleba i poczęstuj sąsiada. Sąsiad niech podzieli się z następnym dzieckiem i tak kolejno. Potem weźmiemy się za ser, owoce i pyszny placek.

Zdumiony Anatol obserwował, jak kawałek chleba, którym połamał się ze stojącą obok dziewczynką wędruje z rąk do rąk i wcale go nie ubywa! To samo działo się z serem, plackiem i owocami! Jak to możliwe? - zastanawiał się zajadając ze smakiem pachnący chleb i ser. Jeszcze bardziej zdziwiło go, że dzieci nie widzą w tym co się stało nic nadzwyczajnego. Tak jakby doświadczały takich zdarzeń często. Po skończonym posiłku opiekun powiedział:
- Tolku, desze się, że podzieliłeś się z kolegami, ale martwi mnie, że nie spełniłeś prośby mamy. Dziadek jest chory, a ty zamiast zanieść mu zakupy bawiłeś się tu całe popołudnie.
- To prawda - zwiesił głowę chłopiec. - Zdarza mi się to bardzo często.
- A wiesz dlaczego? Bo wiecznie jesteś zajęty sobą. Tymczasem wokół ciebie jest dużo osób, które czekają na twoją pomoc. Jeśli będziesz starał się je dostrzec, na pewno wszystko ci się poukłada. A teraz pędź do dziadków!
Anatol zdążył pożegnać się z kolegami i nie wiadomo kiedy znalazł się tuż przed drzwiami znajomego domku.
- O, jest Toleczek - ucieszyła się babcia. - Jak to zrobiłeś, że tak szybko się u nas znalazłeś?
- Nie wiem - przyznał szczerze chłopiec. - A która jest godzina?
- Zaraz będzie południe.
- Południe? A nie wieczór?
- Oj, co ty pleciesz. Jaki znów wieczór? Lepiej zjedz z nami drugie śniadanie.
- Dziękuję, przed chwilą jadłem.
- A to w jaki sposób? Chleb w koszyku nienaruszony, ser nie rozpakowany...
- No widzisz babciu, to jakiś cud - uśmiechnął się Anatol i przytulił się do babci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tutaj wpisz komentarz :)

Popularne posty