Jednak o treści tak ważnej i ponadczasowej, że powinien je poznać każdy.
Popularne posty
-
Kiedyś żył sobie pewien farmer, który uprawiał ziemię. Pewnego dnia przyszedł do niego sąsiad i powiedział: - Zobacz! Twoje pole zostało...
-
Pewnego razu skorpion podczas swojej wędrówki natknął się na rzekę. Zastanawiał się jak ją przekroczyć. Nie było mostu, a on nie umiał pływa...
Sarita i Johny Lingo
Sam Karoo, ojciec Sarity, obawiał się, czy w ogóle ktoś zechce ożenić się z jego córką, bo nie była zbyt urodziwa. Gdy Lingo zaproponował mu osiem krów, ojciec osłupiał i z niedowierzaniem zgodził się oddać mu córkę. Sarita zdobyła szacunek wśród wszystkich okolicznych wysp i stała się znana jako „żona za osiem krów”. Lingo zapłacił osiem krów, aby Sarita poczuła się dowartościowana. I tak się stało, ale miało to jeszcze jeden skutek – tak drogi posag sprawił, że nie tylko jej wewnętrzne niedowartościowanie odeszło, ale zaczęła się zmieniać również na zewnątrz i stała się całkiem ładną kobietą. Została za nią zapłacona wielka cena, to znaczy, że komuś na niej bardzo zależało.
Klasztor
- Jak sobie w takim razie radzicie ze złodziejami?
- Nie mamy tutaj nic wartościowego. A zresztą gdybyśmy mieli, to już dawno rozdalibyśmy to ludziom w potrzebie.
- A co z natrętami, którzy przychodzą , aby zakłócać wasz spokój?
- Nie zwracamy na nich uwagi i sami odchodzą - rzekł mnich.
- Ja jestem uczonym człowiekiem, który przybywa w poszukiwaniu wiedzy. A co robicie z głupcami? Czy ich także po prostu ignorujecie do czasu, aż odejdą? Czy to działa? - zapytał przybysz.
- Widzisz jak dobrze to działa? - rzekł mnich sam do siebie, uśmiechając się pod nosem.
Dzieci są częścią modlitwy
- Ucisz dzieci! - krzyknął.
Jego przestraszona żona podporządkowała się jego woli. Od tego czasu, kiedykolwiek duchowny przybywał do domu, wszyscy utrzymali ciszę podczas modlitw. Wtedy zdał sobie sprawę, że Bóg już nie słucha. Pewnej kolejnej nocy, podczas modlitwy, spytał:
- Panie, co się dzieje? Mam niezbędny spokój, a nie mogę się modlić!
Anioł odpowiedział:
- On słyszy słowa, lecz nie słyszy już śmiechu. Zauważa oddanie, ale nie widzi radości.
Duchowny wstał i jeszcze raz krzyknął do swej żony:
- Każ dzieciom się bawić! One są częścią modlitwy!
W tej chwili jego słowa ponownie zostały wysłuchane przez Boga.
O rybie, która ocaliła mi życie
Trzęsienie ziemi w Japonii
Dowódca rozkazał swojej grupie zostawić ten dom i przejść do kolejnego gruzowiska. Z niezrozumiałych powodów coś go jednak ciągnęło do tego domu, ponownie tam wrócił, zsunął się do ruin i zaczął sprawdzać ręką teren wokół i pod ciałem. Nagle krzyknął "Dziecko! Tam jest dziecko!"
Cały zespół ratowników rzucił się do pomocy, ostrożnie oczyszczali gruz, kawałek po kawałku. Pod ciałem matki odnaleźli 3-miesięcznego chłopca owiniętego w kwiecisty kocyk. Najwyraźniej kobieta zdecydowała się poświęcić własne życie ratując synka. Kiedy ratownik podniósł chłopca z ziemi, ten jeszcze spał.
Malec szybko został oddany pod opiekę lekarza, gdy ten rozwinął kocyk znalazł tam telefon komórkowy. Na ekranie widniała wpisana wiadomość: "Jeśli przeżyjesz, pamiętaj, że cię kocham". Telefon krążył pomiędzy ratownikami, a każdy kto przeczytał wiadomość zaczynał płakać.
Skorpion i żaba
- Żabko, czy byłabyś tak miła i przewiozłabyś mnie na drugi brzeg rzeki?
Żaba przeraziła się:
- Ale przecież ty jesteś skorpionem! Jeśli tylko zbliżę się do Ciebie to ty mnie ukąsisz i zginę!
- Nie bój się - odpowiedział skorpion - przecież jeśli Ciebie zabiję, to oboje utoniemy, prawda? Ja tylko chcę przedostać się na drugą stronę rzeki.
Tłumaczenie skorpiona wydawało się logiczne i uspokoiło żabę. Postanowiła więc, że pomoże mu pokonać rzekę i przewiezie go na swoim grzbiecie. Jednak kiedy byli już w połowie drogi, na samym środku rzeki, skorpion ukąsił żabkę. Ta natychmiast zaczęła tracić przytomność i topić się, a razem z nią zaczął tonąć skorpion. Resztkami sił żaba zapytała skorpiona:
- Dlaczego to zrobiłeś? Przecież teraz oboje zginiemy!
- Bo taka jest moja natura - odpowiedział skorpion - taka jest moja natura.
Małe paluszki
Myszka
- Co ci jest mały przyjacielu? -pytał.
- Jesteś bardzo dobry dla mnie i wszystko w twoim domu jest dla mnie dobre, za wyjątkiem tego kota...
Staruszek uśmiechnął się. Nie pomyślał o kocie, zwierzęciu zbyt rozsądnym i zbyt dobrze odżywianym, by chciało mu się polować na myszy. Potem powiedział:
- Ten piękny kocur nie chce ci zrobić nic złego, mój przyjacielu! Nigdy nie wyrządziłby ci krzywdy! Nie musisz się go obawiać, zapewniam cię.
- Wierzę ci, ale to jest silniejsze ode mnie - popłakiwała myszka.
- Tak bardzo boję się kota! Proszę, zamień mnie w kota. Nie będę się już bała tej okropnej bestii.
Staruszek spokojnie pokiwał głową. Nie sądził, by był to dobry pomysł. Myszka jednak błagała go i w końcu zdecydował:
- Niech się stanie tak, jak sobie życzysz, mały przyjacielu!.
I nagle myszka zmieniła się w wielkiego kota. Minęła noc, narodził się dzień i piękny kot wyszedł z pokoju staruszka. Jednak gdy zobaczył tylko domowego kota, pobiegł ukryć się z powrotem do pokoju i wśliznął się pod łóżko.
- Co się dzieje, mały przyjacielu? - spytał mędrzec zdumiony. - Chyba nie boisz się kota?.
Kot-myszka zawstydziła się bardzo i błagała:
- Zamień mnie proszę w psa, wielkiego psa o ostrych kłach, który głośno szczeka!
- Jeśli tego chcesz, zadowolę cię. Niech się tak stanie!.
Gdy dzień dobiegł końca i zapalono lampy oliwne, wielki czarny pies wyszedł z pokoju mędrca. Doszedł do progu domu i spotkał kota domowego, który wychodził z kuchni. Kot prawie że zemdlał na widok psa. Pies zaś zląkł się jeszcze bardziej. Skomląc rozpaczliwie pobiegł schronić się do pokoju swojego wybawcy. Mędrzec spojrzał na biednego, drżącego psa i powiedział:
- Co się dzieje? Spotkałeś innego psa?.
Pies-myszka zawstydził się okropnie i poprosił:
- Zmień mnie w tygrysa, proszę cię, w wielkiego tygrysa!.
Staruszek zadowolił go i następnego dnia ogromny tygrys o dzikich oczach wyszedł z pokoju lamy. Tygrys chodził po całym domu, strasząc wszystkich, potem wyszedł do ogrodu. Tam spotkał kota, wychodzącego z kuchni. Gdy ten zobaczył tygrysa, skoczył wystraszony i wdrapał się na drzewo, i zamknąwszy oczy mówił:
- Jestem nieżywym kotem!
Tygrys zobaczywszy kota, zawył okropnie i uciekł jeszcze szybciej niż kot do domu, by schronić się w kącie pokoju staruszka.
- Co za straszliwe zwierzę zobaczyłeś? - spytał
- Ja... boję się... kota! - Wyszeptał tygrys, trzęsąc się jeszcze.
Mędrzec wybuchnął śmiechem.
- Teraz rozumiesz mały przyjacielu, że powierzchowność jest niczym. Na zewnątrz masz wygląd strasznego tygrysa, ale boisz się kota, gdyż twoje serce pozostało sercem myszki.
Wszelkie zmiany trzeba zawsze zaczynać od przemiany serca.
Anatol
- Synu - srożył się tata - nie podoba mi się twoje zachowanie.
- Dziecko - kręciła głową mama - co z ciebie wyrośnie?
Anatol zupełnie, ale to zupełnie się tym wszystkim nie przejmował. Właśnie nadchodziły wakacje i chłopiec żył już tylko wyjazdem. Dużo czasu zajmowało mu pakowanie plecaka. Jechał w góry, więc musiał się dobrze przygotować i o niczym ważnym nie zapomnieć.
- Tolku - do pokoju weszła mama - musisz iść do dziadków. Dziadek zachorował, a babcia nie da rady zrobić zakupów. Zaniesiesz im chleb, ser, trochę owoców i placek z rodzynkami.
- Ale mamo! Ja się pakuję!
- Teraz to nie jest najważniejsze. Proszę, tu jest wszystko przygotowane.
- A nie mogę iść trochę później?
- Nie, pójdziesz natychmiast.
Anatol wiedział, że mama nie żartuje. Naburmuszony wziął kosz i wyszedł. Szedł ulicą i nawet nie ukłonił się po drodze sąsiadom, taki był zły. Dziadkowie mieszkali za miastem i kiedy chłopiec wszedł na znajomą drogę, coś go zadziwiło. Nigdy nie spotkał tu tylu przechodniów. Wszyscy zdążali w stronę pobliskiej polany. Anatol natychmiast zapomniał o prośbie mamy i przyłączył się do grupy ludzi.
Na rozległej łące u podnóża wzniesienia odbywał się jakiś festyn. Na trawie rozstawione były huśtawki i karuzele, na ogrodzonym siatką małym boisku rozgrywano mecz piłkarski, pod parasolami siedziały babcie, które opowiadały dzieciom bajki, jednym słowem trwała tu wspaniała zabawa. Anatol natychmiast rzucił w krzaki kosz i przyłączył się do chłopców strzelających z łuku do tarczy. Jeszcze nigdy nie próbował takiego sportu, a że szło mu całkiem nieźle z zapałem rywalizował z nowo poznanymi kolegami. Podczas krótkiej przerwy Anatol dowiedział się, że wszystkie dzieci zgromadzone na łące to wychowankowie Domu Dziecka, którym wychowawcy, nauczyciele i życzliwi sąsiedzi zorganizowali Dzień Radosnej Zabawy. Chłopcu zrobiło się trochę smutno, ale zaraz o tym zapomniał, bo właśnie pan instruktor zapowiedział kolejną rundę strzałów. Zabawa trwała w najlepsze, ale zbliżał się już wieczór i trzeba było rozejść się na kolację.
- Jeszcze nie! - piszczały maluchy przytulając się do "bajkowych babć".
- Zostańmy aż się całkiem ściemni - prosiły dziewczyny grające zacięcie w siatkówkę.
- Tak nam tu dobrze - wzdychały inne dzieciaki.
- A nie jesteście głodni?
- No... jesteśmy, ale jakoś przetrzymamy!
- Ach, tak - uśmiechnął się opiekun całej grupy. - W takim razie spróbujemy temu zaradzić. Podejdź no tu do mnie chłopcze - opiekun nieoczekiwanie zwrócił się do Anatola. - Ty nie jesteś z naszego domu ale cieszę się, że bawisz się z naszymi dziećmi. Myślę, że mógłbyś też ich poczęstować tym co przyniosłeś.
- Ale przecież...
- Ojej, miałem pójść do dziadków i zanieść im zakupy! A w ogóle skąd pan wie, że mam ze sobą coś do jedzenia?
- To, jak będzie? Poczęstujesz kolegów?
- Nie mogę. Zresztą i tak dla wszystkich nie starczy.
- Tak uważasz? - wzrok opiekuna przeniknął głęboko do myśli Anatola, któremu zrobiło się okropnie gorąco. - A ja proponuję, żebyś przyniósł tu swój koszyk, bo w krzakach wszystkie zapasy mogą zaraz zjeść myszy.
Po chwili chłopiec stał już na środku polany otoczony gromadą dzieci, które zaciekawione patrzyły to na niego, to na swojego opiekuna.
- No, śmiało - zachęcił Anatola człowiek - pokaż, co przyniosłeś.
- Chleb, trochę sera, owoce, placek z rodzynkami - wybąkał chłopiec.
- Oho, ho, wystarczy tych zapasów dla wszystkich - uśmiechnął się opiekun. - Trzeba tylko równo podzielić. - Proszę weź ten kawałek chleba i poczęstuj sąsiada. Sąsiad niech podzieli się z następnym dzieckiem i tak kolejno. Potem weźmiemy się za ser, owoce i pyszny placek.
Zdumiony Anatol obserwował, jak kawałek chleba, którym połamał się ze stojącą obok dziewczynką wędruje z rąk do rąk i wcale go nie ubywa! To samo działo się z serem, plackiem i owocami! Jak to możliwe? - zastanawiał się zajadając ze smakiem pachnący chleb i ser. Jeszcze bardziej zdziwiło go, że dzieci nie widzą w tym co się stało nic nadzwyczajnego. Tak jakby doświadczały takich zdarzeń często. Po skończonym posiłku opiekun powiedział:
- To prawda - zwiesił głowę chłopiec. - Zdarza mi się to bardzo często.
- A wiesz dlaczego? Bo wiecznie jesteś zajęty sobą. Tymczasem wokół ciebie jest dużo osób, które czekają na twoją pomoc. Jeśli będziesz starał się je dostrzec, na pewno wszystko ci się poukłada. A teraz pędź do dziadków!
- O, jest Toleczek - ucieszyła się babcia. - Jak to zrobiłeś, że tak szybko się u nas znalazłeś?
- Nie wiem - przyznał szczerze chłopiec. - A która jest godzina?
- Zaraz będzie południe.
- Południe? A nie wieczór?
- Oj, co ty pleciesz. Jaki znów wieczór? Lepiej zjedz z nami drugie śniadanie.
- Dziękuję, przed chwilą jadłem.
- A to w jaki sposób? Chleb w koszyku nienaruszony, ser nie rozpakowany...
- No widzisz babciu, to jakiś cud - uśmiechnął się Anatol i przytulił się do babci.
Bliźnięta
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem.
- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać?
- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią...
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyć.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?
- No przecież dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma...
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później.
Kimkolwiek jesteś
"Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję. Nie mam nawet z kim zamienić słowa, więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!"
Oczy staruszka spoczęły na budynku sierocińca i dostrzegły małą dziewczynkę z nosem smętnie przyklejonym do szyby. I wiedział już, że wreszcie znalazł przyjaciółkę, więc pomachał do niej i posłał jej jasny uśmiech. Oboje wiedzieli też, że spędzą zimę razem, naśmiewając się z deszczu. Naprawdę spędzili zimę, śmiejąc się z niepogody, Rozmawiając przez płot i obsypując się drobnymi podarkami, które dla siebie zrobili. Staruszek rzeźbił dla niej przepiękne zabawki, dziewczynka zaś rysowała mu obrazki, na których piękne panie spacerowały w słońcu i zieleni drzew, i oboje dużo się śmiali. Lecz dnia pierwszego czerwca dziewczynka podbiegła do płotu, by pokazać starcowi swój nowy rysunek, a jego tam nie było. Przeczuwała jakoś, że on już nie wróci, pobiegła więc do pokoju, wzięła kredki i papier i napisała:
"Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję. Nie mam nawet z kim zamienić słowa, więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!"
Marysia i Józek
- Juzuś, posłuchaj, musimy pogadać. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale jest coś bardzo ważnego o czym muszę Ci powiedzieć. Po pierwsze chcę, żebyś wiedział jak bardzo Ciebie kocham i żebyś pamiętał że zawsze byłam Tobie wierna. Jednak jest pewna sprawa...
- Jaka to sprawa, kochanie, co się stało?
- Jestem w ciąży...
- Jak to w ciąży?! Ktoś Cię zgwałcił?
- Nie...
- Zdradziłaś mnie?!
- Nie!
- Jak to nie, przecież my ze sobą nie spaliśmy, mówiłaś, że jesteś dziewicą, skoro to nie jest moje dziecko, to czyje?!
Sytuacja w której znaleźli się rodzice Jezusa nie należała do łatwych...
Kurczak
- Mamuś, a po co my obcinamy kości tego kurczaka, zanim zaczniemy go piec, czemu to służy?
- Nie wiem, ale moja mama zawsze tak robiła. Wiesz, mnie też to w zasadzie zawsze interesowało, choć, zapytamy się.
Poszły więc do babci i zadały to samo pytanie:
- Babciu, powiedz nam proszę, po co obcinamy końcówki kości kurczaka, zanim zaczniemy go piec?
- Hmmm... - Starsza i mądra kobieta zaczęła się zastanawiać - nie mam pojęcia, moja mama mnie tak uczyła.
Na szczęście prababcia jeszcze żyła, więc poszły do niej wszystkie trzy:
- Babko, powiedz nam, dlaczego obcinamy końcówki kości, zanim zaczniemy piec kurczaka?
Babka roześmiała się w głos:
- Po co wy to robicie? Nie mam zielonego pojęcia! Natomiast ja miałam po prostu zbyt małą brytfannę i inaczej kurczak się nie mieścił.
Czy w życiu powinniśmy kierować się tradycją?
Spodnie
Poszedł więc do swojej żony i powiedział:
- Kochanie, kupiłem sobie spodnie, ale są o 3 cm za długie, czy mogłabyś mi je skrócić?
- Wiesz, nie teraz, właśnie czytam ulubioną książkę, jestem zajęta, przyjdź do mnie później.
Mężczyzna poszedł więc do swojej córki i zapytał:
- Córeczko, kupiłem sobie spodnie, ale są o 3 cm za długie, czy mogłabyś mi je skrócić?
- Tatku, jestem zajęta, rozmawiam z przyjaciółką, przyjdź później.
Nie pozostało mu więc nic innego, jak udać się do babci:
- Mamuś, kupiłem sobie spodnie, ale są o 3 cm za długie, czy mogłabyś mi je skrócić?
- Przyjdź później, teraz oglądam ulubiony serial, jestem zajęta.
Mężczyzna zasmucił się, odłożył spodnie do szafy i poszedł na spacer.
W tym czasie jego żonie zrobiło się głupio. Postanowiła więc, że skróci mu te spodnie. Odłożyła książkę, wyjęła spodnie z szafy, rozpruła końce nogawek, skróciła, zaszyła i zadowolona schowała z powrotem do szafy. Później także jego córkę zaczęło dręczyć sumienie: nie powinnam tak potraktować taty. Przerwała więc dyskusję z koleżanką, wyjęła spodnie z szafy, rozpruła końce nogawek, skróciła, zaszyła i zadowolona schowała z powrotem do szafy. Następnie także babcie zaczęło coś dręczyć: nie powinnam tak postępować wobec mojego syna. Wstała więc, wyjęła spodnie z szafy, rozpruła końce nogawek, skróciła, zaszyła i zadowolona schowała z powrotem do szafy.
Kiedy mężczyzna wrócił ze spaceru powitały go trzy, zadowolone kobiety. Każda zachęcała go do tego, aby otworzył szafę i przymierzył swoje nowe spodnie. Kiedy jednak je założył, okazało się, że są... Za krótkie!
Mniej ważne jest to co robisz, ważniejsze jest to, czy wykonujesz swoje zadania we właściwym czasie.
Trzy sita
- Posłuchaj Sokratesie, koniecznie muszę ci powiedzieć, jak zachował się twój przyjaciel.
- Od razu ci przerwę - powiedział mu Sokrates - i zapytam, czy pomyślałeś o tym, żeby przesiać to, co masz mi do powiedzenia, przez trzy sita?
A ponieważ rozmówca spojrzał na niego nic nierozumiejącym wzrokiem, Sokrates tak to objaśnił:
- Otóż, zanim zaczniemy mówić, zawsze powinniśmy przesiać to, co chcemy powiedzieć, przez trzy sita. Pierwsze sito to sito prawdy. Czy sprawdziłeś, że to, co masz mi do powiedzenia, jest doskonale zgodne z prawdą?
- Nie, słyszałem, jak o tym mówiono, i...
- No cóż.. Sądzę jednak, że przynajmniej przesiałeś to przez drugie sito, którym jest sito dobra. Czy to, co tak bardzo chcesz mi powiedzieć, jest przynajmniej jakąś dobrą rzeczą?
Rozmówca Sokratesa zawahał się, a potem odpowiedział:
- Nie niestety, to nie jest nic dobrego, wręcz przeciwnie.
- Hm! - westchnął filozof - Pomimo to przypatrzmy się trzeciemu situ. Czy to, co pragniesz mi powiedzieć, jest przynajmniej pożyteczne?
- Raczej nie.
- W takim razie nie mówmy o tym wcale! - powiedział Sokrates.
Jeżeli to, co pragniesz wyjawić, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani pożyteczne, wolę nic o tym nie wiedzieć. A i tobie radzę, żebyś o tym zapomniał....
Fryzjer
- Bóg nie istnieje!
- Jak to? - zapytał fryzjer - Dlaczego tak pan uważa?
- Mówi pan, że Bóg jest dobry, że jest miłością, że nas kocha i o nas dba. Niech Pan się rozejrzy po świecie. Ilu jest ludzi zrozpaczonych? Ilu jest chorych? Ilu jest nieszczęśliwych? Gdyby istniał Bóg, na pewno coś by z tym zrobił. Proszę mi więc nie wmawiać bzdur, że istnieje jakiś tam Bóg.
- Ma Pan rację - odpowiedział fryzjer - wielu jest ludzi nieszczęśliwych i bez celu w życiu, wielu jest samobójców. Ale powiem panu coś jeszcze. Fryzjerzy także nie istnieją.
- Jak to?
- No normalnie, fryzjerzy nie istnieją.
- Przecież właśnie jestem u jednego. Ty jesteś fryzjerem. Jak możesz mówić, że nie ma fryzjerów?
- Niech pan się rozejrzy po świecie. Ilu jest ludzi ze zbyt długimi włosami, z nieuczesaną fryzurą, brudnych, zaniedbanych i nieogolonych. Gdyby istnieli fryzjerzy, na pewno coś by z tym zrobili.
- To niedorzeczne! Fryzjerzy istnieją! Tylko ci nieuczesani ludzie do nich nie chodzą!
- No właśnie panie profesorze... no właśnie...
A teraz to samo, tylko innymi słowami:
Fryzjer
Pewien mężczyzna poszedł, jak co miesiąc, do fryzjera. Zaczęli rozmawiać o różnych sprawach. Ni z tego, ni z owego, wywiązała się rozmowa o Bogu. Fryzjer powiedział:- Wie pan, ja nie wierzę, że Bóg istnieje.
- Dlaczego pan tak uważa? - zapytał klient.
- Cóż, to bardzo proste. Wystarczy tylko wyjść na ulicę, żeby się przekonać, że Bóg nie istnieje. Gdyby Bóg istniał, myśli pan, że istniałoby tyle osób chorych? Istniałyby opuszczone dzieci? Gdyby istniał Bóg, nie byłoby bólu, nie byłoby cierpienia... Po prostu nie mogę sobie wyobrazić Boga, który na to wszystko pozwala.
Klient pomyślał chwilę, chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Nie chciał wywoływać niepotrzebnej dyskusji. Gdy fryzjer skończył, klient zapłacił i wyszedł. I w tym momencie zobaczył na ulicy człowieka z długą zaniedbaną brodą i włosami. Wyglądało na to, że już od dłuższego czasu jego włosy i broda nie widziały fryzjera. Był zaniedbany i brudny. Wtedy klient wrócił i powiedział:
- Wie pan co? Fryzjerzy nie istnieją!
- Bardzo śmieszne! Jak to nie istnieją? - zapytał fryzjer - Ja jestem jednym z nich!
- Nie - odparł klient - Fryzjerzy nie istnieją, bo gdyby istnieli, nie byłoby ludzi z długimi włosami i brodą, jak ten człowiek na ulicy.
- A nie, fryzjerzy istnieją, to tylko ludzie nie poszukują nas z własnej woli.
- No właśnie - powiedział klient. - Dokładnie tak. Bóg istnieje, to tylko ludzie Go nie szukają i robią to z własnej woli, dlatego jest tyle cierpienia i bólu na świecie. Bóg nie obiecywał dni bez bólu, radości, bez cierpienia, słońca bez deszczu. Obiecał siły na każdy dzień, pociechę wśród łez i światło na drodze
Znalazłem też wersję wideo:
Jak wyglądają niebo i piekło?
Doskonałe rodzicielstwo
Pompa
Pewien mężczyzna zabłądził na pustyni. Jedno dniowa wycieczka zamieniła się w kilkudniowy koszmar. Nie miał już więcej wody i, kiedy był już bliski śmierci zauważył oazę. Przybiegł do niej co sił w nadziei, że zaspokoi swoje pragnienie. Na miejscu okazało się, że jest tam stara pompa. Podróżnik zaczął pompować co sił, ale ona tylko skrzypiała, a wody nie było.Bezradny opadł na ziemię myśląc, że umrze. W pewnym momencie zauważył, że przy pompie leży butelka z wodą. Uradowany pochwycił ją z zamiarem zaspokojenia pragnienia, gdy nagle dostrzegł napis: "wlej tą wodę do pompy w celu jej uruchomienia. Nie zapomnij napełnić butelki przed swoim odejściem". Zmęczony podróżą mężczyzna zawahał się. Nie miał przecież żadnej gwarancji, że ta pompa w ogóle działa. Ta butelka wody może ocalić mu życie,a jeśli ją wyleje i pompa nie zadziała - wówczas zginie. Ostatecznie jednak postanowił zaryzykować. Wlał całą wodę do pompy i zaczął pompować. Rześka woda zaczęła lecieć wartkim strumieniem. Zagubiony mężczyzna był uratowany! Napił się, odpoczął, zabrał ze sobą tyle wody ile potrzebował, napełnił ponownie ową butelkę i udał się w drogę do domu. Przedtem jednak na butelce dopisał słowa: "Wlej wodę do studni,a otrzymasz jej tyle ile Ci trzeba."
Popularne posty
-
Kiedyś żył sobie pewien farmer, który uprawiał ziemię. Pewnego dnia przyszedł do niego sąsiad i powiedział: - Zobacz! Twoje pole zostało...
-
Pewnego razu skorpion podczas swojej wędrówki natknął się na rzekę. Zastanawiał się jak ją przekroczyć. Nie było mostu, a on nie umiał pływa...
-
Były sobie cztery osoby: Każdy, Ktoś, Ktokolwiek i Nikt. Trzeba było wykonać bardzo ważną pracę i Każdy został o to poproszony. Każdy b...