Popularne posty

Krowy poszły w kukurydzę

Jurek był rolnikiem i pojechał pewnego razu do miasta. Gdy załatwił już wszystkie swoje sprawy postanowił wpaść do zboru na wieczorne nabożeństwo. Gdy wrócił do swojej wioski jego żona Marta zapytała go jak było w mieście na nabożeństwie.
- Wiesz co? Właściwie to było dobrze – powiedział do żony – ale oni w tym zborze śpiewają inne pieśni niż my, nie mają starych hymnów z Pielgrzyma!
- Inne pieśni? – zapytała Marta – co masz na myśli?
- No właściwie to te pieśni są dobre, tylko inne. – odpowiedział zakłopotany Jurek
- Wyjaśnij co znaczy inne? To o czym oni śpiewają? – nalegała Marta.
Jurek chwilę się zastanawiał marszcząc czoło, po czy odpowiedział:
- Jak Ci to powiedzieć? Widzisz gdybym powiedział do Ciebie, Marta krowy poszły w kukurydzę, to byłby to hymn, oni powiedzieli by to do ciebie tak:

Marta, Marta, Marta,
Oh! Marta, Marta, Marta !!!
Oh! Marta, Marta, Marta !!!

Krowy, twoje krowy, duże krowy,
Brązowe krowy, białe krowy, łaciate krowy
Te krowy, krowy, krowy,

Poszły w kukurydzę o Marta !!!
Poszły w kukurydzę !!!
O tak! Poszły w kukurydzę!

I widzisz Marta, gdybym to jeszcze powtórzył kilka razy to byłaby właśnie ich pieśń uwielbiająca.
- Aaaaa! Rozumiem – odpowiedziała Marta.
Tydzień później młody siostrzeniec Marty i Jurka przyjechał do nich w odwiedziny z miasta, był młodym i szczerym chrześcijaninem. Gdy przyszła niedziela poszedł do małego wiejskiego zboru którego członkami byli jego wujostwo Marta i Jurek. Gdy wrócił do domu, mama zapytała go jak było na wsi, jak w zborze, czy podobało mu się nabożeństwo?
- Wiesz co mamo – zaczął młody człowiek – było dobrze ale całkiem inaczej niż u nas. Oni śpiewają hymny zamiast takich pieśni chwały jak my!
- Hymny? – zapytała go mama.
- Tak hymny, i one nie są złe, ale jakieś dziwne, no takie inne – odpowiedział chłopiec.
- Jak inne? Wyjaśnij mi synu – nalegała matka.
- O mamo! To tak jakby wujek Jurek chciał powiedzieć cioci Marcie: Marta krowy poszły w kukurydzę. To byłaby pieśń chwały, lecz oni powiedzieli by to tak:

O Marto, ma Marto dziś usłysz mój płacz
I oczy łaskawe obrócić tu racz
Jak wielką i smutną ja rzecz dziś tu widzę
Te krowy polazły znów w kukurydzę

Tajemne są drogi dla stada krów
Z poranku zwierzaki poszły gdzieś znów
Słoneczko wstało i znowu to widzę
Te krowy polazły znów w kukurydzę

A gdy już bezsilnie słów braknie i łez
Ze smutkiem zawołam, choć już o tym wiesz
Zróbmy z nich steki, bo co ja dziś widzę
Te krowy polazły znów w kukurydzę 

Lecz zanim ten Boży skończy się dzionek
Wezmę te krowy na mocny postronek
Co z nimi zrobię powiedzieć się brzydzę
Lecz nigdy nie pójdą mi w kukurydzę

Piasek czasu

Idąc naprzód zostawiasz ślady swoich stóp na piasku czasu.
Więc idź. Bo kto chciałby zostawić na piasku czasu odcisk swoich pośladków?

Kamienie, piasek, woda

Nauczyciel przyniósł na zajęcia słoik i kilka rekwizytów. Gdy zaczęły się zajęcia wsadził do niego duży kamień, który zajął sporo miejsca i zapytał studentów:
- Czy waszym zdaniem słoik jest pełny?
- Nie, jest jeszcze sporo przestrzeni.
- Zgoda.
Nauczyciel nasypał zatem więcej średnich kamyków (mniejszych niż ten poprzedni), aż po brzegi naczynia, po czym powtórzył pytanie:
- A teraz, czy słój jest pełny?
- Tak, jest pełen.
Wtedy nauczyciel wziął pudełko żwiru, wsypał do słoika i lekko potrząsnął. Żwir oczywiście stoczył się w wolną przestrzeń między kamieniami. Ponownie zapytał studentów, czy słoik jest pełny, a oni ze śmiechem przytaknęli.
Profesor wziął pudełko piasku i wsypał go, potrząsając słojem. W ten sposób piasek wypełnił pozostałą jeszcze wolną przestrzeń.
-A teraz, czy słój jest pełny?
Coraz bardziej rozbawieni studenci znów przytaknęli. Wówczas mentor wlał do słoika wodę, która wypełniła całą pozostałą przestrzeń. 
- A teraz, czy słoik jest pełny? Chciałbym, byście wiedzieli, że ten słój jest jak Wasze życie. 
Ten największy kamień symbolizuje Boga.
Te duże kamienie to ważne rzeczy w życiu: wasza rodzina, partner, dzieci,zdrowie. Gdyby nie było wszystkiego innego, wasze życie i tak byłoby wypełnione.
Żwir to inne, mniej ważne rzeczy: pieniądze, mieszkanie albo samochód.
Piasek symbolizuje całkiem drobne rzeczy w życiu, w tym Waszą pracę.
Natomiast woda symbolizuje sprawy całkowicie nieistotne, jak przeglądanie kwejka, czy siedzenie na Facebooku. 
Jeśli nie włożymy kamieni jako pierwszych, później nie będzie to możliwe. Jeżeli najpierw napełnicie słój piaskiem, nie będzie już miejsca na żwir, a tym bardziej na kamienie.
Tak jest też w życiu: Jeśli poświęcicie całą waszą energię na drobne rzeczy, nie będziecie jej mieli na rzeczy istotne. Dlatego ważne jest, by zadać sobie pytanie: co stanowi kamienie w moim życiu? Następnie włożyć je jako pierwsze do słoja i dbać o nie. Zostanie Wam jeszcze dość czasu na inne sprawy.
Zważajcie przede wszystkim na kamienie – one są tym, co się naprawdę liczy. Reszta to piasek i woda.

Kosz owoców

W pewnym kościele był wielki kosz, pełen przepięknych owoców Ducha które zgromadzili wierni. Każdy kto tam przychodził mógł z niego czerpać do woli. I przychodzili ludzie i wyciągali z niego ile tylko zapragnęli. Jednak każdy tylko brał, a nikt nie oddawał nic w zamian. W rezultacie w krótkim czasie kosz opróżnił się i nie wyglądał już tak imponująco. Zniechęceni wierni przestali odwiedzać to miejsce, uznając kościół za mało atrakcyjny. Gdyby tylko biorąc coś zechcieli też dać coś w zamian...

Rachunek

Mama zabrała synka na zakupy. Kupowali przeróżne produkty, a w każdym sklepie sprzedawca wydawał rachunek, który trzeba było zapłacić. Chłopcu bardzo spodobała się ta idea. Zainspirowany tym wydarzeniem postanowił wystawić taki sam rachunek w domu. Tak więc gdy mama była zajęta gotowaniem obiadu synek przygotował długą listę, którą następnie wręczył mamie:
- pomaganie przy sprzątaniu pokoju - 10 zł
- zbieranie zabawek - 15 zł
- zbieranie brudnych naczyń - 5 zł
- ...
Mama zdumiona przeczytała rachunek, po czym sporządziła swój własny, który wręczyła synkowi:
- Zmienianie pieluch - 0 zł
- Gotowanie obiadów - 0 zł
- Całowanie na dobranoc - 0 zł
- Pomoc przy odrabianiu lekcji - 0 zł
- Tulenie gdy jest przykro - 0 zł
- ...
Chłopiec czytał długą listę, gdy nagle po policzkach zaczęły mu cieknąć łzy. Napisał na swoim rachunku: ZAPŁACONO i przytulił mocno mamę.

Jak siebie samego

Jezus powiedział: "Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego".
Powiedz mi zatem, za co kochasz siebie? Czy potrafisz wymienić chociaż 10 rzeczy, za które siebie kochasz? Choć trzy? Czy w ogóle kochasz siebie? A jeśli nie potrafisz kochać siebie samego, to jak możesz pokochać bliźnich? Naucz się kochać siebie. Pamiętaj: jesteś cenny!

Ślady na piasku

Po śmierci pewnemu człowiekowi dane było zobaczyć ścieżkę swojego życia. Widział ją jako ślady stóp na piasku czasu. Były tam odciski dwóch par stóp: jego i Jezusa. Cały czas, jedne obok drugich. Jednak gdy tylko pojawiały się jakieś trudności w życiu jedna para stóp znikała. Zaniepokojony tym faktem człowiek zapytał:
- Jezu, zobacz, całe życie kroczyłem obok Ciebie. Nasze ślady stóp są jedne obok drugich. Jednak ilekroć potrzebowałem Cię najbardziej, tyle razy widzę tylko pojedyncze ślady! Dlaczego? Jak mogłeś mnie opuścić właśnie wtedy?
- Nie opuściłem Ciebie synu. Widzisz pojedyncze ślady, bo wtedy niosłem Ciebie na rękach.

Zaufanie

Pewnego razu żył sobie chłopiec imieniem John. Mieszkał ze swoim ojcem na farmie. John bardzo lubił bawić się na podwórku. Lepił zamki z piasku i budował do nich drogi. Jeździł później po tych drogach małymi, kolorowymi autkami. Tak beztrosko mijały mu dni dziecięcego życia.
Tego dnia bawił się jak zwykle. Jechał właśnie swoją ulubioną limuzyną do pałacu z patyków, gdy nagle z domu wyszedł jego ojciec. Tata dzierżył w ręce strzelbę. Stanął na werandzie i wymierzył w kierunku chłopca mówiąc:
- Nie ruszaj się synu!
Chłopiec spojrzał na swojego tatę. Ten celował prosto w niego. John zamarł w bezruchu nie wiedząc, co stanie się za chwilę. Ojciec wymierzył bardzo dokładnie, po czym nacisnął spust. Padł strzał. Trafił i zabił... jadowitego węża, który zagrażał chłopcu. Teraz Johny był już bezpieczny.

Orzeł

Pewien człowiek znalazł raz jajo orła. Zabrał je do domu i podrzucił kwoce. Mały orzełek wylągł się wraz ze stadem kurcząt i dorastał razem z nimi. Gdy inne pisklęta dziobały ziarno - on też dziobał, gdy kury grzebały w poszukiwaniu za robakami - on je naśladował. Przez całe swoje życie wychowywał się z kurami i myślał, że jest podwórkowym kogutem. 

Po latach orzeł się zestarzał. Pewnego dnia zauważył - wysoko nad sobą - potężnego ptaka. Był wspaniały. Poruszał się majestatycznie wśród chmur, a jego wielkie skrzydła przysłaniały słońce, gdy przelatywał nad podwórkiem. Stary orzeł podziwiał go tak przez chwilkę i zapytał: 
- Kto to jest?
- To jest orzeł - odpowiedziała mu jedna z kur - król ptaków. Ale nie myśl o tym. Ty i ja jesteśmy inni niż on.
Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I zmarł myśląc, że jest zwykłym kogutem.

Zadowolenie z życia

Wielki król o imieniu Jajati dożył stu lat. Zaznał wszystkiego, co życie może dać. Był jednym z największych władców swego czasu.

Pewnego dnia przyszła Śmierć i powiedziała do niego: 
- Przygotuj się, przyszłam cię zabrać. 
Jajati był wielkim wojownikiem, wygrał wiele wojen, ale na widok śmierci zaczął drżeć i rzekł:
- Ale to za wcześnie.
Śmierć odpowiedziała: 
- Za wcześnie!? Żyłeś sto lat. Nawet twoje dzieci się postarzały. Twój najstarszy syn ma osiemdziesiąt lat. Czego jeszcze chcesz?
Jajati miał stu synów, albowiem miał sto żon. Zapytał Śmierć:
- Czy możesz wyświadczyć mi przysługę? Jeśli zdołam przekonać któregoś syna, by mnie zastąpił, czy możesz zostawić mnie jeszcze na sto lat i zabrać jego?
Śmierć odparła:
- Skoro ty nie jesteś gotowy, a jesteś ojcem i żyłeś dłużej, zaznałeś wszystkiego, to dlaczego twój syn ma być gotowy?
Jajati wezwał swoich stu synów. Starsi synowie milczeli. Panowała wielka cisza, nikt nic nie powiedział. Tylko najmłodszy, ledwie szesnastoletni syn wstał i rzekł:
- Jestem gotowy.
Nawet Śmierci było żal chłopca, więc powiedziała: 
- Może nie zdajesz sobie sprawy, co robisz? Czy nie widzisz, że twoich dziewięćdziesięciu dziewięciu braci zachowuje milczenie? Jeden ma osiemdziesiąt, inni mają siedemdziesiąt pięć, sześćdziesiąt lat. Oni żyją długo, ale wciąż chcą żyć. A ty jeszcze sobie nie pożyłeś. Zastanów się.
Chłopiec odpowiedział:
- Nie. Nie mam żadnych wątpliwości. Idę zupełnie świadomie. Jeśli mój ojciec nie jest zadowolony ze stu lat życia, to jaki sens ma pozostawanie tutaj? Jak miałbym być zadowolony? Widzę moich dziewięćdziesięciu dziewięciu braci; nikt z nich nie jest zadowolony. A więc, po co tracić czas. Przynajmniej mogę zrobić ojcu tę przysługę. Niech staruszek cieszy się przez następne sto lat. Ale ja jestem zdecydowany. Widząc, że nikt nie jest zadowolony, jedno jest dla mnie całkiem jasne – jeśli żyłbym nawet sto lat, to też nie byłbym zadowolony. A zatem, nie ma znaczenia, czy pójdę teraz, czy za dziewięćdziesiąt lat. Zabierz mnie.
Śmierć zabrała chłopca. Kiedy po stu latach wróciła, Jajati znajdował się w takim samym położeniu. Powiedział:
- Te sto lat tak szybko przeminęło. Umarli wszyscy moi starzy synowie, ale mam cały zastęp nowych. Mogę ci dać któregoś syna. Zlituj się nade mną.
I tak to trwało. Historia powtarzała się przez – powiedzmy – tysiąc lat. Śmierć przychodziła dziesięć razy. I dziewięć razy zabierała któregoś syna, a Jajati żył przez następne sto lat. Za dziesiątym razem Jajati powiedział:
- Chociaż wciąż jestem tak samo niezadowolony, jak byłem wtedy, gdy przyszłaś po raz pierwszy, teraz – chociaż niechętnie, z oporem – pójdę, ponieważ nie mogę wciąż prosić o tę samą przysługę. To już za wiele. Jedna rzecz stała się dla mnie oczywista: jeśli tysiąc lat nie mogło dać mi zadowolenia, to nawet dziesięć tysięcy nie da.

Wędrowiec

Pewien strudzony drogą wędrowiec usiadł pod drzewem spełniającym życzenia, aby odpocząć. I gdy tak sobie siedział zaczął marzyć:
- Ach, gdybym tak mógł coś zjeść, coś takiego pysznego.
Puf! Pięknie nakryty stół pełen przepysznych potraw natychmiast pojawił się przed podróżnym. Ten zachwycony, nie myśląc o niczym więcej zaczął ucztować. Gdy się najadł do syta poczuł pragnienie:
- Ach, teraz bym się czegoś napił.
I natychmiast pojawiły się przeróżne napoje. Zadowolony położył się pod drzewem, aby odpocząć po posiłku. I nagle przestraszył się:
- Ojej, a jeżeli teraz pojawi się potwór?
I pojawił się potwór.
- O nie, teraz pewnie mnie zje!
I tak zginął wędrowiec zjedzony przez potwora.

Klucz do życia - Bieganie i czytanie

Pewien amerykański celebryta, Will Smith powiedział kiedyś:

Kluczem do życia jest bieganie i czytanie

Dlaczego bieganie? Bo kiedy biegasz, w Twojej głowie siedzi taki mały człowieczek, który mówi "jestem taki zmęczony, zaraz wypluję wnętrzności, nie dam rady dalej biec". I co, masz ochotę się poddać prawda? Ale jeśli nauczysz się pokonywać tego małego człowieczka, to nauczysz się jak się nie poddawać, kiedy rzeczy w Twoim życiu staną się naprawdę trudne.

Dlaczego czytanie? Bo gdzieś tam żyły miliardy ludzi przed nami, zanim się pojawiliśmy. I nie ma żadnego nowego problemu jaki moglibyśmy mieć z dziewczyną, ze szkołą, z pracą, z czymkolwiek innym. Nie istnieje problem, który możesz mieć, a którego już ktoś wcześniej nie rozwiązał i nie napisał o tym książki.

Dlatego kluczem do życia jest bieganie i czytanie.

Osoba, która pracuje najciężej - wygrywa.

Nie obwiniaj Boga o zło

Jest to skrócona wersja postu "Czy istnieje zimno?"

- Udowodnię, że jeśli Bóg istnieje, to jest zły. Czy Bóg stworzył wszystko co istnieje? Jeśli Bóg stworzył wszystko co istnieje, to stworzył także zło. A to oznacza, że Bóg jest zły.

- Przepraszam, czy zimno istnieje?

- Cóż to za pytanie? Oczywiście, że istnieje. Czy nigdy nie było wam zimno?

- W rzeczywistości, proszę pana, zimno nie istnieje. Zgodnie z prawami fizyki to, co uważamy za zimno jest brakiem gorąca. Profesorze, a czy istnieje ciemność?

- Oczywiście, że istnieje.

- Myli się pan, ciemność także nie istnieje. Ciemność jest w rzeczywistości brakiem światła. Światło możemy badać, a ciemność nie. Zło nie istnieje. To jest jak zimno i ciemność. Bóg nie stworzył zła. Zło jest wynikiem tego, co się stało kiedy człowiek nie miał w sercu miłości Boga.

Czy istnieje zimno?

Za długi post? Przeczytaj skróconą wersję historii: Nie obwiniaj Boga o zło.

- Pozwólcie, że wyjaśnię wam problem jaki nauka ma z religią. 
Niewierzący profesor filozofii stojąc w audytorium wypełnionym studentami zadaje pytanie jednemu z nich: 
- Jesteś chrześcijaninem synu, prawda?
- Tak, panie profesorze.
- Czyli wierzysz w Boga.
- Oczywiście.
- Czy Bóg jest dobry?
- Naturalnie, że jest dobry.
- A czy Bóg jest wszechmogący? Czy Bóg może wszystko?
- Tak.
- A Ty - jesteś dobry czy zły?
- Według Biblii jestem zły.
Na twarzy profesora pojawił się uśmiech wyższości - Ach tak, Biblia! A po chwili zastanowienia dodaje:
- Mam dla Ciebie pewien przykład. Powiedzmy że znasz chorą i cierpiącą osobę, którą możesz uzdrowić. Masz takie zdolności. Pomógłbyś tej osobie? Albo czy spróbowałbyś przynajmniej? 
- Oczywiście, panie profesorze.
- Więc jesteś dobry...!
- Myślę, że nie można tego tak ująć.
- Ale dlaczego nie? Przecież pomógłbyś chorej, będącej w potrzebie osobie, jeśli byś tylko miał taką możliwość. Większość z nas by tak zrobiła. Ale Bóg nie.
Wobec milczenia studenta profesor mówi dalej:
- Nie pomaga, prawda? Mój brat był chrześcijaninem i zmarł na raka, pomimo że modlił się do Jezusa o uzdrowienie. Zatem czy Jezus jest dobry? Czy możesz mi odpowiedzieć na to pytanie?
Student nadal milczy, więc profesor dodaje:
- Nie potrafisz udzielić odpowiedzi, prawda?
Aby dać studentowi chwilę zastanowienia profesor sięga po szklankę ze swojego biurka i popija łyk wody.
- Zacznijmy od początku chłopcze. Czy Bóg jest dobry?
- No tak... jest dobry.
- A czy szatan jest dobry?
Bez chwili wahania student odpowiada:
- Nie.
- A od kogo pochodzi szatan?
Student aż drgnął:
- Od Boga.
- No właśnie. Zatem to Bóg stworzył szatana. A teraz powiedz mi jeszcze synu, czy na świecie istnieje zło? 
- Istnieje panie profesorze...
- Czyli zło obecne jest we Wszechświecie. A to przecież Bóg stworzył Wszechświat, prawda?
- Prawda.
- Więc kto stworzył zło? Skoro Bóg stworzył wszystko, zatem Bóg stworzył również i zło. A skoro zło istnieje, więc zgodnie z regułami logiki także i Bóg jest zły.
Student ponownie nie potrafi znaleźć odpowiedzi.
- A czy istnieją choroby, niemoralność, nienawiść, ohyda? Te wszystkie okropieństwa, które pojawiają się w otaczającym nas świecie? Student drżącym głosem odpowiada:
- Występują.
- A kto je stworzył?
W sali zaległa cisza, więc profesor ponawia pytanie:
- Kto je stworzył?
Wobec braku odpowiedzi profesor wstrzymuje krok i zaczyna się rozglądać po audytorium. Wszyscy studenci zamarli.
- Powiedz mi - wykładowca zwraca się do kolejnej osoby - Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa synu?
Zdecydowany ton odpowiedzi przykuwa uwagę profesora:
- Tak panie profesorze, wierzę.
Starszy człowiek zwraca się do studenta:
- W świetle nauki posiadasz pięć zmysłów, które używasz do oceny otaczającego cię świata. Czy kiedykolwiek widziałeś Jezusa?
- Nie panie profesorze. Nigdy Go nie widziałem.
- Powiedz nam zatem, czy kiedykolwiek słyszałeś swojego Jezusa?
- Nie panie profesorze.
- A czy kiedykolwiek dotykałeś swojego Jezusa, smakowałeś Go, czy może wąchałeś? Czy kiedykolwiek miałeś jakiś fizyczny kontakt z Jezusem Chrystusem, czy też Bogiem w jakiejkolwiek postaci?
- Nie panie profesorze. Niestety nie miałem takiego kontaktu.
- I nadal w Niego wierzysz?
- Tak.
- Przecież zgodnie z wszelkimi zasadami przeprowadzania doświadczenia, nauka twierdzi że Twój Bóg nie istnieje. Co Ty na to synu?
- Nic - pada w odpowiedzi - mam tylko swoją wiarę.
- Tak, wiarę... - powtarza profesor - i właśnie w tym miejscu nauka napotyka problem z Bogiem. Nie ma dowodów, jest tylko wiara. 
Student milczy przez chwilę, po czym sam zadaje pytanie:

- Panie profesorze - czy istnieje coś takiego jak ciepło?
- Tak.
- A czy istnieje takie zjawisko jak zimno?
- Tak, synu, zimno również istnieje.
- Nie, panie profesorze, zimno nie istnieje.

Wyraźnie zainteresowany profesor odwrócił się w kierunku studenta. Wszyscy w sali zamarli. Student zaczyna wyjaśniać:
- Może pan mieć dużo ciepła, więcej ciepła, super-ciepło, mega ciepło, ciepło nieskończone, rozgrzanie do białości, mało ciepła lub też brak ciepła, ale nie mamy niczego takiego, co moglibyśmy nazwać zimnem. Może pan schłodzić substancje do temperatury minus 273,15 stopni Celsjusza (zera absolutnego), co właśnie oznacza brak ciepła - nie potrafimy osiągnąć niższej temperatury. Nie ma takiego zjawiska jak zimno, w przeciwnym razie potrafilibyśmy schładzać substancje do temperatur poniżej 273,15stC. Każda substancja lub rzecz poddaje się badaniu, kiedy posiada energię lub jest jej źródłem. Zero absolutne jest całkowitym brakiem ciepła. Jak pan widzi profesorze, zimno jest jedynie słowem, które służy nam do opisu braku ciepła. Nie potrafimy mierzyć zimna. Ciepło mierzymy w jednostkach energii, ponieważ ciepło jest energią. Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, zimno jest jego brakiem. W sali wykładowej zaległa głęboka cisza. W odległym kącie ktoś upuścił pióro, wydając tym odgłos przypominający uderzenie młota.
- A co z ciemnością panie profesorze? Czy istnieje takie zjawisko jak ciemność?
- Tak - profesor odpowiada bez wahania - czymże jest noc jeśli nie ciemnością?
- Jest pan znowu w błędzie. Ciemność nie jest czymś, ciemność jest brakiem czegoś. Może pan mieć niewiele światła, normalne światło, jasne światło, migające światło, ale jeśli tego światła brak, nie ma wtedy nic i właśnie to nazywamy ciemnością, czyż nie? Właśnie takie znaczenie ma słowo ciemność. W rzeczywistości ciemność nie istnieje. Jeśli istniałaby, potrafiłby pan uczynić ją jeszcze ciemniejszą, czyż nie? 
Profesor uśmiecha się nieznacznie patrząc na studenta. Zapowiada się dobry semestr.
- Co mi chcesz przez to powiedzieć młody człowieku?
- Zmierzam do tego panie profesorze, że założenia pańskiego rozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągnięty wniosek jest również fałszywy. Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie:
- Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć?
- Założenia pańskich rozważań opierają się na dualizmie - wyjaśnia student - twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobry Bóg i zły Bóg. Rozważa pan Boga jako kogoś skończonego, kogo możemy poddać pomiarom. Panie profesorze, nauka nie jest w stanie wyjaśnić nawet takiego zjawiska jak myśl. Używa pojęć z zakresu elektryczności i magnetyzmu, nie poznawszy przecież w pełni istoty żadnego z tych zjawisk. Twierdzenie, że śmierć jest przeciwieństwem życia świadczy o ignorowaniu faktu, że śmierć nie istnieje jako mierzalne zjawisko. Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego brakiem. A teraz panie profesorze proszę mi odpowiedzieć - czy naucza pan studentów, którzy pochodzą od małp?
- Jeśli masz na myśli proces ewolucji, młody człowieku, to tak właśnie jest.
- A czy kiedykolwiek obserwował pan ten proces na własne oczy?
Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobie sprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobry semestr, naprawdę.
- Skoro żaden z nas nigdy nie był świadkiem procesów ewolucyjnych i nie jest w stanie ich prześledzić wykonując jakiekolwiek doświadczenie, to przecież w tej sytuacji, zgodnie ze swoją poprzednią argumentacją, nie wykłada nam już pan naukowych opinii, prawda? Czy nie jest pan w takim razie bardziej kaznodzieją niż naukowcem?
W sali zaszemrało. Student czeka aż opadnie napięcie.
- Żeby panu uzmysłowić sposób, w jaki manipulował pan moim poprzednikiem, pozwolę sobie podać panu jeszcze jeden przykład - student rozgląda się po sali - Czy ktokolwiek z was widział kiedyś mózg pana profesora?
Audytorium wybucha śmiechem.
- Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek słyszał, dotykał, smakował czy wąchał mózg pana profesora? Wygląda na to, że nikt. A zatem zgodnie z naukową metodą badawczą, jaką przytoczył pan wcześniej, można powiedzieć, z całym szacunkiem dla pana, że pan nie ma mózgu, panie profesorze. Skoro nauka mówi, że pan nie ma mózgu, jak możemy ufać pańskim wykładom, profesorze?
W sala zapada martwa cisza. Profesor patrzy na studenta oczyma szerokimi z niedowierzania. Po chwili milczenia, która wszystkim zdaje się trwać wieczność profesor wydusza z siebie:
- Wygląda na to, że musicie je brać na wiarę.
- A zatem przyznaje pan, że wiara istnieje, a co więcej - stanowi niezbędny element naszej codzienności. A teraz panie profesorze, proszę mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak zło?
Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi:
- Oczywiście że istnieje. Dostrzegamy je przecież każdego dnia. Choćby w codziennym występowaniu człowieka przeciw człowiekowi. W całym ogromie przestępstw i przemocy obecnym na świecie. Przecież te zjawiska to nic innego jak właśnie zło.
Na to student odpowiada:
- Zło nie istnieje panie profesorze, albo też raczej nie występuje jako zjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jak ciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowieka dla określenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się w momencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, które jest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem braku światła.
Profesor osunął się bezwładnie na krzesło.

Wszystko ma swój początek w głowie.

Zasiej myśl, a zbierzesz czyn.
Zasiej czyn, a zbierzesz nawyk.
Zasiej nawyk, a zbierzesz charakter.
Zasiej charakter, a zbierzesz los.

Zwycięzstwo

Prawdziwym zwycięzcą nie jest ten, kto nigdy nie odniósł porażki. Zwycięzcą nie jest ten, kto biegł najszybciej, kto bił najmocniej, kto stał na nogach najdłużej. Zwycięzcą w życiu nie jest ten, kto nigdy nie upadł.

Bo życie jest twardsze niż jakikolwiek człowiek i zawsze Ciebie powali na deski. Nie ma takiej osoby, której życie nie przygniecie.

Prawdziwym zwycięzcą jest ten, kto pomimo odniesionych ran, kto pomimo zadanych mu ciosów, kto pomimo tylu nieudanych prób i upadków POTRAFI WSTAĆ I WALCZYĆ DALEJ! Bo nie chodzi o to, aby nigdy nie upaść, ale o to, aby pomimo upadku, nigdy się nie poddawać i WALCZYĆ do samego końca!

Dopóki walczysz, dopóty masz szansę wygrać. Jeśli przestaniesz walczyć, nie wygrasz. WALCZ!

Dziadek

To była zwykła, chrześcijańska rodzina. Mama, tata i syn. Pewnego dnia zmarła babcia, matka ojca. Zatem aby dziadek nie mieszkał sam, wzięli go do siebie do domu.

Z czasem jednak, gdy dziadek zaczął już mocno posuwać się w latach, jego ręce zaczęły się trząść. Gdy siedział przy stole często rozlewał zupę, a czasem zdarzyło mu się coś potłuc. Dlatego tata zorganizował dla niego starą, drewnianą łyżkę i metalową miskę.

Później znów minęło trochę czasu. Dziadek wymagał coraz większej opieki, jak małe dziecko. Nieraz pachniało od niego niezbyt przyjemnie, dlatego rodzina postanowiła dać mu miejsce do jedzenia w innym pokoju, w kącie, aby goście odwiedzający ten dom nie byli narażeni na dyskomfort.

Po jakimś czasie okazało się, że dziadek zaczął popuszczać. Był coraz starszy i wymagał całodobowej opieki. Młode małżeństwo miało go już serdecznie dość, dlatego postanowili pozbyć się dziadka. Był grudzień, gdy ojciec z synem wsadzili dziadka do samochodu i wywieźli do jego starego domu, aby tam zakończył żywot.

Po powrocie do domu chłopiec wziął starą łyżkę i miskę dziadka i schował pod swoim łóżkiem. Ojciec spojrzał na niego zdziwiony:
- Synu, co Ty wyprawiasz? Wyrzuć to, teraz do niczego nam się to nie przyda!
- Wręcz przeciwnie, przecież kiedy Ty się zestarzejesz, ja zrobię Tobie tak samo jak zrobiłeś dziadkowi. Wtedy nie będę musiał szukać nowej miski, tylko wezmę tą.

Co chcecie aby wam czyniono, wy czyńcie innym.

Może to dobrze, a może to źle?


Kiedyś żył sobie pewien farmer, który uprawiał ziemię. Pewnego dnia przyszedł do niego sąsiad i powiedział:
- Zobacz! Twoje pole zostało stratowane, mnóstwo plonów jest zniszczonych. Źle się dzieje sąsiedzie.
Farmer odpowiedział na to ze spokojem:
- Może to i źle, może to i dobrze.

Następnej nocy farmer wysłał na pole swojego syna, aby ten zbadał sprawę i dowiedział się co lub kto powoduje takie straty. Syn zaczaił się w krzakach i zobaczył, że powodem strat jest piękna klacz! Pochwycił ją więc i przyprowadził do stodoły. Wszyscy we wsi mu zazdrościli:
- Jakże pięknego konia Pana syn złapał! Pan to ma szczęście!
Farmer skwitował to mówiąc:
- Może to i dobrze, może to i źle.

Po kilku tygodniach koń uciekł i zniknął gdzieś w lesie. Sąsiedzi znów to skomentowali:
- Pan to ma pecha, teraz ani porządnych plonów, ani konia. Trzeba było go lepiej pilnować!
Farmer spokojnie odpowiedział:
- Może to źle, a może to dobrze?

Nazajutrz klacz powróciła do właściciela, tym razem jednak za nią przybył też zwabiony jej urokiem potężny ogier!
- Pan to ma szczęście! Teraz masz Pan dwa konie, jesteś bogaty!
- Może to i dobrze, a może to i źle.

Syn farmera postanowił ujeździć ogiera, ten jednak nieprzywykły do siodła stanął dęba i zrzucił chłopca na ziemię. Pech chciał, że chłopak złamał nogę i nie mógł pracować. Sąsiedzi zbiegli się przerażeni:
- Tyle cierpienia w tym domu! Taki pech! Co wam po koniu, jak chłopak ma teraz nogi połamane?
Farmer wzruszył ramionami:
- Nie wiem czy to dobrze, czy to źle.

Wkrótce potem wybuchła wojna i król zażądał, aby wszystkich młodych mężczyzn wcielić do wojska. Gdy przybyła komisja poborowa zabrali wszystkich chłopców, oprócz syna farmera, który miał złamaną nogę. Sąsiad na to:
- Wy to macie szczęście. Moich synów zabrali i nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek ich zobaczę, a Pana dzieci w spokoju w domu siedzą.
- Może to i dobrze, może to i źle.

Zderzenie z TIREM

Pewnego dnia młody mężczyzna umówił się z dziewczyną na randkę. Ona czekała na niego w restauracji już dość długo, a on cały czas się nie pojawiał. W końcu przyszedł, mocno już spóźniony. Ona go pyta:
- Co się stało? Dlaczego się spóźniłeś?
- A widzisz kochanie. Jechałem do Ciebie samochodem, gdy nagle na drodze ekspresowej złapałem laczka. Więc wysiadłem, zacząłem zmieniać to koło, ale gdy poszedłem po zapasówkę to nieuważnie wszedłem na jezdnię i TIR mnie potrącił. Przejechał po mnie, wyobrażasz to sobie? Kierowca z początku się przestraszył, ale ja szybko się pozbierałem, dokończyłem zmianę koła i już jestem. Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu.
- Niemożliwe! Nie wierzę Ci, co Ty za kit mi tutaj wciskasz? Jesteś wstrętnym kłamcą, albo postradałeś zmysły!
- Masz rację kochanie. Nie można zderzyć się z tirem i pozostać niezmienionym. Osoba która tak twierdzi albo kłamie, albo jest szalona. Powiedz mi jednak co jest większe: Bóg, czy tir? Czy można zatem "zderzyć" się w swoim życiu z Bogiem i pozostać niezmienionym? Osoba która tak twierdzi albo kłamie, albo jest szalona.

Murzyn

Pewna 50-cio letnia, biała kobieta wsiadła do zatłoczonego samolotu. Podeszła do swojego miejsca i zobaczyła, że miejsce obok wykupił jakiś murzyn! Zdegustowana natychmiast wezwała stewardessę i zażądała nowego miejsca. Uargumentowała to mówiąc:
- Nie mogę siedzieć obok kogoś takiego!
Stewardessa odpowiedziała:
- W czym tkwi problem?
- Jak to? Nie widzi Pani? On jest czarny!
- Proszę poczekać, zaraz sprawdzę, czy są jeszcze jakieś wolne miejsca.
Po sprawdzeniu okazało się, że w klasie ekonomicznej nie było już więcej wolnych miejsc. Było jednak ostatnie miejsce w pierwszej klasie, więc stewardessa omówiła problem z kapitanem samolotu. Po ok. 10 minutach wróciła i oznajmiła kobiecie:
-Proszę Pani, niestety nie mamy już więcej wolnych miejsc w klasie ekonomicznej, jednak okazało się, że jest ostatnie wolne miejsce w pierwszej klasie. Naszą zasadą jest, aby nigdy nie przesadzać osób z klasy ekonomicznej do pierwszej. Tym razem jednak, ze względu na ryzyko skandalu do jakiego może dojść z powodu konieczności przebywania obok tak nieprzyjemnej osoby, kapitan zezwolił na przesiadkę z klasy ekonomicznej do pierwszej.
Zanim kobieta zdążyła cokolwiek powiedzieć, stewardessa zwróciła się do czarnego mężczyzny i powiedziała:
- Dlatego proszę Pana, gdyby był Pan tak uprzejmy zabrać swoje rzeczy, to przesadzilibyśmy Pana do pierwszej klasy, ponieważ kapitan zgadza się, że nikt nie powinien siedzieć obok tak nieprzyjemnej osoby.
W tym momencie pozostali pasażerowie, rozbawieni całą sytuacją, wstali i zaczęli klaskać.

Marchewka

Był słoneczny poniedziałek. Pastor lokalnego kościoła postanowił odwiedzić wiernych, którzy z różnych przyczyn przestali pojawiać się na nabożeństwach. Tego dnia zawitał do posesji pewnej kobiety, która właśnie była zajęta porządkowaniem ogródka.
-Witaj siostro!
-A witaj pastorze. Co Ciebie do mnie sprowadza?
-Wpadłem zobaczyć co u Ciebie słychać. Czy nie potrzebujesz może pomocy?
-A nie, dziękuję, radzę sobie wyśmienicie.
-A powiedz mi proszę, dlaczego ostatnio nie widuję Ciebie w kościele? Martwię się o Ciebie.
-A bo widzisz pastorze, w tym zborze w ogóle nie ma miłości. Same groby pobielane, z wierzchu wydają się ok, ale wewnątrz są pełni jadu.
-Aha - odpowiedział pastor, po czym kontynuował rozmowę. Kobieta oprowadziła go po swoim ogródku. Pokazała przeróżne krzewy i drzewa owocowe, jednocześnie narzekając na nieczułość współwyznawców. Pochwaliła się jak pięknie wypieliła grządki z własnymi warzywami. Wtedy pastor zwrócił szczególną uwagę na pewien fragment nieuprawionej ziemi.
-Siostro, czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego tutaj nie rośnie marchewka?
-Bo jej nie posadziłam - odparła jak gdyby nigdy nic.
Kontynuowali rozmowę, kobieta pokazała mu piękne kwiaty, które właśnie kwitły. Żaliła się też, że nikt nigdy nie docenia jej wysiłków. Po chwili pastor znów wrócił do tematu kawałka nieuprawionej ziemi i zapytał:
-Siostro, a czy możesz mi powiedzieć, dlaczego w Twoim ogródku nie ma marchewki?
-Mówiłam już, nie ma marchewki, bo jej nie posadziłam.
Kontynuowali rozmowę. Kobieta pochwaliła się swoim pięknym trawnikiem, równym jak na polu golfowym. Sama go kosiła. Pomówili też o sąsiadach i o tym, że ludziom w okół brak ludzkich uczuć. Pastor jednak znów powrócił do poprzedniego tematu:
-Powiedz mi, dlaczego nie rośnie tutaj marchewka?
Poirytowana już kobieta odpowiedziała:
-Bo jej nie posadziłam!
Kontynuowali rozmowę. Mówili o pogodzie, o pszczołach i o tym jak pracowicie gromadzą pyłek, aby wyprodukować miód. Kobieta żaliła się jak pracowite są te stworzenia, a jak podli ludzie. Po chwili jednak pastor znów wrócił do tematu nieuprawionego kawałka grządki:
-Powiedz mi siostro proszę, dlaczego tutaj nie rośnie marchewka?
Wkurzona już zachowaniem duchownego kobieta odparła:
-Mówiłam już przecież, że tutaj nie ma marchewki, bo jej nie zasa!... Nie zasadziłam...
Na jej twarzy malowało się zdumienie. Nagle uświadomiła sobie, że w zborze nie było miłości, bo jej nie zasadziła.

A czy Ty czekasz na wzrost czegoś, czego nigdy nie zasadziłaś?

Automatyczna sekretarka babci i dziadka

Poczta glosowa dziadka i babci.
Dzien dobry! Obecnie nie mozemy odebrac telefonu. Prosimy zostawic wiadomosc po sygnale.
- Jezeli jestes jednym z naszych dzieci, nacisnij 1
- Jezeli chcecie by popilnowac dzieci, nacisnij 2
- Jezeli chcesz pozyczyc samochod, nacisnij 3
- Jezeli chcesz by zrobic wam pranie i wyprasowac, nacisnij 4
- Jezeli chcesz by wnuki spaly u nas, nacisnij 5
- Jezeli chcesz bysmy odebrali dzieci ze szkoly, nacisnij 6
- Jezeli chcesz bysmy Wam przygotowali i przywiezli niedzielny obiad, nacisnij 7
- Jezeli chcecie zjesc u nas, nacisnij 8
- Jezeli potrzebujesz forsy, nacisnij 9
- Jezeli chcecie nas zaprosic do restauracji, na kolacje albo do teatru, zacznij mowic, sluchamy.

Popularne posty